“Leczenie nie jest po prostu naprawianiem tego, co zniszczone… to jest kształtowanie tego, co w nas najlepsze”
Martin Seligman, 1998
“Think pink”, myśl różowo, myśl kolorowo, taki slogan może kojarzyć się nam, kiedy pomyślimy o tym, czym zajmuje się Psychologia Pozytywna.
Gdy zobaczyłam pierwszy raz ofertę Studiów Podyplomowych z Psychologii Pozytywnej, pomyślałam: kto w ogóle idzie na takie studia, przecież to strata czasu i pieniędzy. Pewnie wmawiają tam, że wszystko jest super, że “jesteś zwycięzcą” i że wszystko można załatwić przez pozytywne myślenie. Kiedy w ogóle słyszałam od kogoś frazes “myśl pozytywnie” albo “będzie dobrze” to dostawałam dreszczy, może macie podobnie?
Miałam wtedy wybrane już studia podyplomowe o kierunku “Interwencja kryzysowa” bo ja tak racjonalnie myśląca 😉 z planem na dalsze losy mojej kariery zawodowej chciałam kształcić się w kierunku, który da mi konkretne umiejętności oraz narzędzia i wtedy właśnie jak zwykle dostałam od losu pstryczka w nos 🙂
Krótka rozmowa z mentorem i nagle wszystko pomieszało mi się w głowie. Czy to będzie rzeczywiście moja droga? Czy ja chcę pracować w ośrodkach interwencji kryzysowej? Czy w ten sposób chcę pomagać ludziom? Położyłam się spać z tymi myślami, wstałam rano i rozpoczęłam jak każdego dnia poranną medytację. No i wtedy w głowie BŁYSK…”wiem, już wiem… to będzie psychologia pozytywna” otworzyłam laptopa i zobaczyłam opis tych studiów, dość lakoniczny, nie do końca zrozumiały ale ja miałam w sobie tak mocne przeczucia co do zgodności siebie z tym kierunkiem, że podjęłam decyzję od razu, podczas tamtego poranka, opłaciłam z góry całe studia i z wielką ekscytacją wysłałam wiadomość do rodziny, że rozpoczynam kolejne studia z psychologii, tym razem pozytywnej 🙂
Zaczęliśmy semestr w październiku w systemie online i bardzo mi to wtedy pasowało bo byłam zmęczona dojeżdżaniem na uczelnię. Pierwsze spotkanie z grupą oraz wykładowcą i…. wielki zawód! Pierwsze pytanie, które kręciło mi się w głowie jak mantra, to co ja tutaj robię…? Osoby w grupie nie związane ściśle z psychologią. Odezwało się też moje ego, że przecież ja nic się od nich nie nauczę (błąd…), że nie znają tych wszystkich teorii psychologicznych, których przez tyle lat ja uczyłam się na studiach z psychologii klinicznej, byłam zła, na siebie i na sytuację, chciałam zrezygnować ale przecież zapłaciłam za całość z góry, dramat… za dwa tygodnie następne zajęcia, może będzie lepiej, pomyślałam… ale nie było, nie potrafiłam złapać klimatu z grupą a raczej z ruszającymi się kwadracikami w formule online. Ale nic… “powiedziałam A” to trzeba było ciągnąć ten bagaż dalej.
Pierwszy zjazd stacjonarny, nie mogłam pojechać bo miałam ważną konferencję ale pomyślałam, że nic mnie pewnie nie ominęło. Grupa przeżywała, że tak fajnie było się spotkać “na żywo” a ja modliłam się, żeby tylko nie przywrócili na stałe formuły stacjonarnej bo ja przecież nie mam na to czasu, łatwiej jest włączyć laptopa w domu a przecież i tak sama muszę przerobić i nauczyć się tego obszernego materiału. Eh…. tak przeszłam przez pierwszy semestr. Po zakończeniu dostaliśmy informację, że 2 semestr planowany jest w całości w ramach warsztatów na uczelni, nie była to dla mnie najlepsza wiadomość ale bez marudzenia czekałam na to, co będzie. Kiedy weszłam pierwszy raz do sali na uczelni po długiej przerwie, zobaczyłam dziewczynę, którą pamiętałam z zajęć online, uśmiechnęła się, miejsce obok niej było wolne więc usiadłam, to była Ania, jak się później okazało, ważna dla mnie osoba, z którą przemierzyłam przez świat tysiące kilometrów. Rozglądałam się po sali, nie kojarzyłam twarzy tych osób po I semestrze bo przecież wtedy na zajęciach online robiłam sumiennie tylko zadania warsztatowe i nie miałam planu integrować się, zakładając, że przecież i tak się nigdy nie zobaczymy (kolejny błąd…).
Rozpoczęły się warsztaty, prowadząca podzieliła nas na grupy i mieliśmy rozmawiać o swoich wartościach, cnotach charakteru, znalazłam swoje i kiedy zaczęliśmy się tym dzielić wspólnie poczułam, że coś się dzieje w moim wnętrzu, że łzy podchodzą mi do oczu, słucham tych ludzi a oni opowiadają o swoich doświadczeniach, tych dobrych i tych smutnych. Coś tam rysujemy, coś opisujemy, wspólnie robimy kwiat wdzięczności a ja cały czas ze świeczkami w oczach. Następny dzień to samo, przeżywam takie “momenty wow”, że mam ochotę przytulić każdego z osobna, chociaż nawet nie wiem, jak mają na imię bo przecież sama to zaniedbałam!
Z każdego zjazdu na uczelni wracałam z głową pełną pomysłów, narzędziami do pracy z klientami, przetestowanymi na sobie. Każdy zjazd otwierał mnie coraz bardziej, dodawał przemyśleń, wznosił na wyższe wibracje, szereg ćwiczeń, pozwalających mi poznać siebie a ludzie, z którymi studiowałam stali się dla mnie bliżsi niż osoby, które znałam od lat. Mieliśmy właśnie w takim teamie przejść przez tę naukę. W końcu wspólnie płakaliśmy, tańczyliśmy, jedliśmy, śmialiśmy się, medytowaliśmy (niektórzy chrapali), sprzeczaliśmy, uczyliśmy, podziwialiśmy, wspołczuliśmy, ten proces grupy ewoluował a my razem z nim, zmieniając się, łamiąc schematy, burząc mury, blokady, ograniczenia a to wszystko właśnie za pomocą Psychologii Pozytywnej… i nikt pozytywnie nie kazał nam tam myśleć, musieliśmy też wyrzucić z siebie dużo cierpienia, starych miłości, lęków, żalu. Nikt tam nie powiedział do nas “nie mazgaj się, wszystko będzie dobrze!” a jednak stało się lepiej, w środku, na duszy, tak samo z siebie, w tym procesie zmiany. Tak właśnie pokochałam Psychologię Pozytywną bo w nienarzucający się sposób pozwala przepracować sytuacje, które często nie pozwalają pójść nam w życiu na przód, trzymają jak kotwica a my pomimo, że machamy rękami i nogami dalej toniemy.
Tak od strony naukowej Psychologia Pozytywna to część Psychologii Humanistycznej, pomaga odpowiedzieć na pytanie, co warunkuje sukcesy człowieka i skąd bierze się jego siła, co jest jego poczuciem sensu życia.
Seligman, Kossakowska, Baumeister, Gottman, Carr, Czapiński, Fredrickson to znane nazwiska w Psychologii Pozytywnej a ich książki i publikacje mogę polecić dla osób zainteresowanych pogłębieniem tematu PP.
Wybrane pozytywne właściwości psychiczne nad którymi pracuje się z klientami to:
- inteligencja emocjonalna
- poczucie własnej skuteczności
- cnoty charakteru
- pokora
- miłość
- nadzieja
- mądrość
- wdzięczność
- poczucie humoru
Podsumowując, dla mnie Psychologia Pozytywna wskazała drogę w wielu kwestiach, pokazała, że nie warto zamykać się w swoich ograniczających przekonaniach, nauczyła uważności, podkreśliła rolę drugiego człowieka, pomogła wyznaczyć nowe kierunki, zrozumieć sens przeszłych doświadczeń, otworzyła na nowe relacje, wzmocniła poczucie wartości i sensu, ale też dała mi kilku nowych przyjaciół, z którymi chcę przejść jeszcze niejedną przygodę.
Dziś wiem, że dzięki tym narzędziom warsztatowym daliśmy sobie nawzajem dużą wartość i to było ważniejsze niż przeróżne teorie i sucha wiedza psychologiczna. Dlatego narzędzia Psychologii Pozytywnej wykorzystuję w pracy z klientami na sesjach indywidualnych ale również na warsztatach w większej grupie osób, gdzie energia grupy ożywia cały proces zmiany.
Czasem potrzebny jest po prostu impuls, który pomoże nam coś zrozumieć, pójść do przodu z pozytywnym nastawieniem.
JK.